MENU GŁÓWNE

Na początku były deski, czyli jak rozpocząłem przygodę z giełdą


Moja przygoda z rynkiem kapitałowym rozpoczęła się pod koniec 2005 roku. Byłem wtedy jeszcze kawalerem, kończyłem studia, nie miałem stałej pracy, obrona pracy magisterskiej odsuwała się w czasie. Na koncie trochę zaskórniaków zarobionych jeszcze w czasach liceum i przez pierwsze 2 lata studiów (w okresie boomu portali internetowych pracowałem na pokładzie jednego z nich). W głowie miałem niewielkie pojęcie o inwestowaniu prawdziwych pieniędzy na prawdziwym parkiecie. "No ale cóż - kiedy jeśli nie teraz?" - pomyślałem. Postanowiłem założyć rachunek inwestycyjny.
Chwilę później pojawił się dylemat czy inwestować wszystkie oszczędności czy tylko cześć. Jeżeli część to jaką? Przelałem na rachunek DM ok 10.000 zł i całość zainwestowałem w jedną spółkę - Barlinek. Jako początkujący inwestor nie zdawałem sobie sprawy z ryzyka jakie w tym momencie podjąłem. Swoją decyzję podjąłem intuicyjnie obserwując wykres notowań i czytając komentarze analityków z prasie.

Z góry założyłem, że moja inwestycja nie będzie krótsza niż 3 miesiące i dłuższa niż 6 miesięcy. Moim celem było zarobienie ok 10-15%.  Mając w portfelu 1150 akcji producenta podłóg codziennie śledziłem ich kurs. Jako że Barlinek był młodą spółkę na giełdzie, różnice kursów występowały często. Każdy spadek ceny poniżej mojej ceny zakupu powodował we mnie złość i zdenerwowanie. Mimo wszystko trzymałem się przyjętych założeń - "Nie sprzedawaj przed upływem 3 miesięcy".

W okresie od debiutu giełdowego do końca 2005 roku akcje Barlinka zyskały niecałe 5%. Ja wytrzymałem do połowy lutego 2006 roku wychodząc z inwestycji z zyskiem blisko 20% (średnia cena sprzedaży  - 10,15 zł). Jak na pierwszy raz był to zysk ogromny, wiec od razu myślałem nad wyborem kolejnej spółki.
W tym samym czasie akcje Barlinka rosły i rosły osiągając na koniec marca (górny próg moich założeń) poziom 11,50 zł. Mijały kolejne dni a Barlinek cały czas szedł na północ.

Wystarczyło kilka "ciepłych" komunikatów, jakaś rekomendacja domu maklerskiego i ... wskoczyłem do pędzącego pociągu (średnia cena 13,65 zł). Tym razem również zagrałem va banque. Skoro udało się za pierwszym razem, to teraz też się uda. Na początku radość, kurs rośnie w okolice 14 zł i ..... nie chce przekroczyć tego poziomu.

Wtedy jeszcze nie wiedziałem nic na temat analizy technicznej, nie znałem pojęcia podwójnych szczytów, wiec nie przewidziałem, że nadchodzi czas korekty i powinienem jak najszybciej uciekać z Barlinka. Zamknąłem pozycję ze startą, ale biorąc pod uwagę zyski z pierwszej transakcji całość inwestycji wyszła na plus.

Przygoda z Barlinkiem nauczyła mnie  kilku rzeczy.
  • ustal sobie granice wejścia (maksymalna cena po jakiej jesteś gotowy kupić akcje)
  • określ minimalny poziom zwrotu z inwestycji oraz przy okazji maksymalny poziom straty (na wypadek gdyby twoje przypuszczenia co do kierunku kursu okazały się nieprawdziwe)
  • staraj się trzymać przyjętych założeń (w przypadku zysków jest to trudne, bo skoro kurs przekroczył zakładany poziom i nadal rośnie, to dlaczego mam zamykać pozycję).
Od stycznia 2014 roku Barlinek nie jest już spółką notowaną na GPW.

Brak komentarzy

Prześlij komentarz